niedziela, 22 grudnia 2013

Poznańska wariacja na podstawie ragoût


Znowu się kurczę zaniedbałem. Nie było czasu, nie było chęci, nie było weny twórczej, żeby wziąć się za pichcenie i tworzenie wpisów. Nie mogę jednak zrzucić winy na przeprowadzkę i okołoprzeprowadzkowe sprawy, bo to by było zdecydowane nadużycie. Ot, nie chciało mi się, nie oszukujmy się.
Ale dziś wieczór stwierdziłem, że nie może być tak, że jedynym wpisem w tym miesięcznym będzie dokończenie przepisu na piernik, którego pierwszą część zamieściłem, o zgrozo, rok temu. Nie, musi być coś, co będzie absolutnie nieświąteczne. A może będzie? Wszak kolorowe, jak papier do pakowania prezentów... Jingle bells, jingle bells...
Kanwą do dzisiejszego wpisu był przepis znaleziony w "Palce Lizać", jednak oboje z Panną N. stwierdziliśmy, że trzeba go nieco wzbogacić. Część zaplanowaliśmy przed tworzeniem, część "wyszła w praniu", więc zdjęcie składników nie do końca odzwierciedla efekt końcowy. Ważne jednak, że rezultat był zjadliwy, obiecujący, a wręcz powiedziałbym, że bardzo smaczny. Imperatywem ku temu był bardzo intensywny aromat kiszonych ogórków, którym przeszła cała warzywna część potrawy, który próbował niepodzielnie rządzić na talerzu. Konieczne było więc podjęcie kroków zaradczych, by monopol ten ograniczyć.

Składniki:

  • 1 średnia cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 3 czerwone papryki
  • 4 ogórki kiszone
  • łyżka oliwy lub oleju
  • sól
  • pieprz
  • zioła prowansalskie
  • 500 g indyka (kurczak też się nada)
  • przyprawa gyros
  • imbir mielony
  • ostra mielona papryka
  • 3/4 szklanki kuskusu
  • 2 łyżki koncentratu pomidorowego
  • szklanka wody

Cebulę pokroić w piórka, paprykę w paski, czosnek przecisnąć przez praskę, a ogórki kiszone posiekać w średnio grubą kostkę. Na łyżce oliwy podsmażyć czosnek, oraz cebulę, po czym dodać paprykę oraz zioła prowansalskie, dusić całość, aż papryka zmięknie.
W międzyczasie pokroić indyka w kostkę, obsypać przyprawą gyros, solą, pieprzem oraz impbirem i dokładnie wymieszać. Usmażyć indyka na oleju na drugiej patelni. Gdy papryka na patelni numer 1 będzie miękka, dodać do niej ogórki, chwilę dusić, po czym dodać koncentrat pomidorowy rozbełtany w pół szklanki wody oraz ostrą paprykę, całość wymieszać i dodać indyka, całość gotować przez ok. 10 minut.
Przyrządzić kuskus: do naczynia wsypać kaszkę i zalać ją wrzątkiem, aby woda była ok. 1 cm nad kuskusem. Przykryć naczynie i odczekać ok. 5 minut. Ragoût podawać z kuskusem na ciepło.





niedziela, 10 listopada 2013

Ziemniaczane placuszki z serem




Long time no see. Przyznaję się bez bicia, że ostatnimi czasy jakoś straciłem trochę zacięcie do tworzenia nowych wpisów. Na dysku trochę się uzbierało zdjęć potraw, które miałem wrzucić, ale.... Nie napiszę, że nie miałem czasu, bo miałem go aż nadto, ale zwyczajnie lenistwo mnie dopadło. Potem w błyskawicznym tempie zaszła konieczność przeprowadzki, co również nie sprzyjało prowadzeniu bloga, ale oto jestem!
Generalnie książki kucharskie dzielą się na dwa typy - drogie i w gruncie rzeczy bezużyteczne, za to sygnowane WIELKIMI NAZWISKAMI oraz tańsze kompendia tworzone przez bliżej bezimiennych autorów. Jakiś czas temu w toruńskiej księgarni "Hobbit" (którą niniejszym polecam i pozdrawiam) wypatrzyłem pozycję pt. "Kuchnia Wegetariańska". Po szybkim przejrzeniu książki na miejscu zdecydowałem, że 30 złotych na nią wydane będzie dobrą inwestycją.
Nie pomyliłem się! W niektórych książkach kucharskich zdjęcia są tak ogromne, że niewiele pozostaje miejsca na to, po co one powinny być wydawane, czyli na przepisy. Tutaj jest odwrotnie, zdjęć nie ma jakiejś porażającej ilości, za to jest grubo ponad 300 przepisów na dania wegetariańskie. Na pierwszy ogień wybrałem ziemniaczane placuszki z serem, ciekawą wariację na temat placuszków ziemniaczanych z dodatkiem sera typu cheddar, pora i innych elementów. Kto powiedział, że kotlety bez mięsa muszą być niesmaczne? Nie wiem kto, ale się mylił!
Jednocześnie od razu dosyć boleśnie się nauczyłem, że nie zawsze warto trzymać się przepisu kratka w kratkę. Według oryginału kotleciki powinny być obtoczone w okruchach chleba, jednak po przyrządzeniu tak jednej sztuki... przeszedłem na naszą starą dobrą bułkę tartą.

Składniki:

  • 1 kg ziemniaków
  • 4 łyżki mleka
  • 1/4 szklanki masła
  • 2 pory
  • 1 cebula
  • 1 i 1/2 szklanki startego sera cheddar
  • niewielki pęczek natki pietruszki
  • 1 jajko
  • 2 łyżki wody
  • 1 i 1/2 szklanki bułki tartej
  • olej
  • sól
  • pieprz
Ziemniaki obrać, pokroić i ugotować do miękkości w osolonej wodzie. W tym czasie drobno posiekać białą część porów, cebulę oraz natkę pietruszki. Ugotowane ziemniaki odcedzić i rozgnieść z mlekiem i masłem.
Pory i cebulę obgotować w niewielkiej ilości osolonego wrzątku przez 10 minut, aż zmiękną. Następnie dokładnie je odcedzić.
W dużej misce wymieszać pory i cebulę z ziemniakiami, startym na grubych oczkach serem i natką pietruszki. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
W płytkiej misce roztrzepać jajko z wodą. Do oddzielnej miski lub na talerz wysypać bułkę tartą. Dłońmi formować niewielkie kotlety z masy ziemniaczanej, spłaszczyć je nożem lub widelcem, posmarować jajkiem i obtoczyć w bułce tartej.
Na dużej patelni rozgrzać olej. Smażyć kotleciki przez około 2-3 minuty z każdej strony na niedużym ogniu, aż będą ładnie zrumienione. Ozdobić pozostałą natką pietruszki.

sobota, 5 października 2013

Faszerowana papryka


Nie czuję się jeszcze na tyle pewnie w kuchni, żeby stosować zupełne eksperymenty. Boję się, że coś schrzanię, a porażka jednak nieco demotywuje. Ale cóż, trzeba łapać doświadczenia.
W zeszłym tygodniu zanotowałem chyba pierwsze danie w swojej "karierze", które z miejsca wylądowało w koszu, bo było niejadalne. Chciałem zrobić nieco inną wersję fritaty czy omletu, czyli libański eggah, jednak przepis zaprowadził mnie na manowce. Więc skoro przepis potrafi zwieść, to może intuicja jednak nie? Zdarzyło mi się spróbować...
Od dawna już chodziło za mną zrobienie faszerowanej papryki. Nie wiem w sumie dlaczego, ale miałem chęć coś takiego przyrządzić, a właściwie spróbować, bo do tej pory nie miałem okazji tego dania jeść. Poza tym z poprzedniego obiadu rodzicom została kasza gryczana, więc można ją było wykorzystać. Praktycznie wszystkie przepisy na faszerowaną paprykę, które znalazłem w odmętach Internetu okazały się wspominać o ryżu. Więc...wyłączyłem komputer i zacząłem próbować. Wyszło według rodziców moich i mnie nieźle, smacznie. A jak jeszcze pozwoli się daniu przegryźć, to na drugi dzień jest jeszcze lepsze.
P.S. Tym razem nie ma zdjęcia składników, gdyż zagoniono mnie do garów zupełnie przypadkowo, zdążyłem jedynie sfotografować efekt końcowy.
P.S. 2 Generalnie nie przepadam za kaszą. Toleruję ją jedynie jako składnik farszu do gołąbków (tak, wiem, niektórzy zastępują ją ryżem), jednak tutaj absolutnie nie przeszkadzała, wręcz dodawała daniu charakteru.

Składniki:

  • 6 papryk
  • 200 g kaszy gryczanej
  • 400 g mielonej wieprzowiny
  • 1 średnia cebula
  • 1 ząbek czosnku
  • Pół słoiczka keczupu
  • Pomidorki koktajlowe
  • Zioła prowansalskie
  • Sól
  • Chili (zamiast pieprzu, bo akurat się skończył)
  • Oliwa
Kaszę ugotować według przepisu na opakowaniu i przestudzić.
Cebulę pokroić w drobną kostkę, podobnie postąpić z czosnkiem. Na patelni rozgrzać oliwę i przesmażyć cebulę z czosnkiem przez ok. 2-3 minuty, następnie dodać mięso. Solidnie posolić, dodać chili oraz zioła prowansalskie. Dusić pod przykryciem przez 15 minut, co jakiś czas mieszając. Po upływie kwadransa wlać keczup, wsypać ugotowaną kaszę i całość dokładnie wymieszać. Smażyć przez chwilę, żeby odparować trochę keczupu, aby farsz nie był zbyt płynny.
Papryki umyć, odciąć im "czapeczki" i usunąć gniazda nasienne. Wstawić je do naczynia żaroodpornego, żeby się nie przewracały. Do każdej papryki włożyć farsz, na wierzch ułożyć po jednym przekrojonym na pół pomidorku koktajlowym i przykryć całość czapeczką. Na dno naczynia wlać odrobinę wody, żeby papryki się nie przypaliły. Wstawić do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika i piec przez 20-25 minut, aż czapeczki papryk zaczną ciemnieć.

wtorek, 24 września 2013

Orientalna zapiekanka ziemniaczana

Zapewne psychiatra znalazłby odpowiednią nazwę na to schorzenie, ale... uwielbiam katalogować, zbierać, układać. Do tej pory kocham puzzle, jak i kolekcjonowanie różnych rzeczy i ich porządkowanie. Dla przykładu - muzykę, jaką posiadam, kataloguję dwukrotnie, w pliku komputerowym oraz w specjalnym zeszycie.
Dlaczego o tym piszę? Otóż właściwie od tego zaczęło się moje gotowanie, od wynajdywania przepisów i wpisywania ich (a jakże!) do zeszytu. Na razie nie jest to jakaś imponująca kolekcja, gdyż zajętych jest trzydzieści dwie strony, , ale kolekcja rośnie. No właśnie. Co z tego, że są przepisy. Przecież nie będę biegał za każdym razem do Mamy czy do Panny N. z tekstem typu "Znalazłem fajny przepis, ugotuuujesz?", prezentując jednocześnie wystudiowaną minę shrekowego Kota w Butach. Nie, trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce i tym samym samodzielnie zacząć działać w kuchni. I tak się zaczęło...
Jeśli czegoś w moich kucharskich zapiskach brakuje to tego, skąd dane przepisy pochodzą. Zwyczajnie nie pamiętam, czy je w Internecie znalazłem, czy może w jakiejś gazetce. Tym razem jest nie inaczej.
Orientalną zapiekankę ziemniaczaną robię nie po raz pierwszy. Prawdopodobnie tym, co zwróciło na nią moją uwagę jest dość nietypowe połączenie - ziemniaki i wiórki kokosowe? Ale po co? Dlaczego? Jak? Kiedyś nie potrafiłbym sobie wyobrazić takiego połączenia, bo przecież wiórki stosuje się do ciast, a nie dań obiadowych! A tu bach, składniki uzupełniają się wspaniale, co więcej - wiórki idealnie zagęszczają całą potrawę, łącząc się z sosem pomidorowym.
P.S. Przepraszam najmocniej za jakość zdjęć, ale że akurat nie miałem pod ręką nic innego, musiałem zdjęcia robić suszarką do włosów.

Składniki:

  • Ok. 5 ziemniaków
  • 1 cebula
  • pół słoiczka koncentratu pomidorowego lub większa ilość przecieru
  • 3 łyżeczki curry
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • szczypta chili
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • oliwa (z braku odpowiedniej ilości czosnku użyłem mieszanki oliwy czosnkowej i rozmarynowej)
  • 1 czerwona papryka
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 5-6 łyżek wiórków kokosowych
  • 1 łyżeczka mielonego imbiru
  • 1 łyżeczka słodkiej mielonej papryki
  • 1 łyżka cukru
  • 2 łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki czerwonej pasty curry (opcjonalnie)
  • szczypiorek do dekoracji
Warzywa umyć, ziemniaki obrać i pokroić w średnio grubą kostkę, po czym obgotować je w osolonej wodzie przez ok. 5 minut. W międzyczasie cebulę i paprykę również pokroić w kostkę.
Na dno naczynia żaroodpornego wylać trochę oliwy, wsypać ziemniaki i paprykę. Na patelni rozgrzać 3-4 łyżki oliwy, wsypać przyprawy i przez chwilę je obsmażyć, po czym dodać cebulę i czosnek, smażyć, aż cebula się zeszkli. Wlać koncentrat pomidorowy rozrobiony ze szklanką wody, opcjonalnie można dodać również trochę pasty curry i całość podsmażyć, aż składniki się połączą, po czym dusić przez ok. 5 minut. Następnie dodać wiórki kokosowe, całość wymieszać i wylać na ziemniaki z papryką i przemieszać.
Piekarnik rozgrzać do 200 st. C i wstawić zapiekankę na pół godziny. Po upływie połowy czasu całość przemieszać. Podawać na gorąco udekorowaną świeżym posiekanym szczypiorkiem.

wtorek, 10 września 2013

Keczup



A propos wspomnianego wczoraj keczupu - niektórzy pewnie powiedzą, że stosowanie keczupu jako sosu pomidorowego to zbrodnia, za którą powinno się na stosie palić. Ale zanim kulinarna inkwizycja ruszy na krucjatę, spieszę z wyjaśnieniem.
Otóż keczup domowej roboty, warzony przez moją Mamę, a ostatnio również po raz pierwszy przeze mnie, jest absolutnie inny w smaku, niż jakiekolwiek keczupy dostępne na sklepowych półkach. Wiem, że w gronie moich znajomych znajduje się spora grupa wyznawców wielkości keczupu z Włocławka, ale będąc w pełni władz umysłowych stwierdzam, że to dlatego, że nie próbowali tego właśnie wywaru. W odróżnieniu od kupnych produktów, w tym dość wyraźnie rysuje się słodka nuta, a to dzięki cukrowi oraz sporej dawce cynamonu. Jednocześnie jest on odpowiednio kwaśny, dzięki czemu powstaje niepowtarzalna mieszanka o smaku nie do podrobienia.
Trzecia klasa liceum, kiedy po raz pierwszy zamieszkałem "na swoim", była okresem największego "zejścia". Te osoby z mojej klasy, które gościły na Skarpie na Miłkowych Tostach wiedzą, o co chodzi. Były to czasy, kiedy uwarzenie dwustu słoiczków keczupu na sezon to było mało, bo zapas kończył się w okolicach marca czy kwietnia. Obecnie, chociaż zszedłem na lżejsze diety, wciąż korzystam przede wszystkim z Maminego keczupu, po sklepowe sięgając tylko wtedy, kiedy potrzebuję produktu o wyraźnie pikantnym smaku. Ale to i tak nie to i się w ogóle nie umywa...

Składniki:

  • 3 kg pomidorów (użyłem odmian "Malinowa" oraz "Bawole Serca")
  • 25 dkg cebuli
  • 20 dkg cukru
  • 3 łyżki soli
  • 1/2 szklanki octu 10%
  • 10 goździków
  • 10 ziaren czarnego pieprzu
  • 1/4 łyżeczki cynamonu
  • 1 liść laurowy






Pomidory i cebulę pokroić na ćwiartki i włożyć do szybkowara (jeśli nie ma takowego, wystarczy zwykły garnek, jednak należy wtedy postawić go na płytce i wlać na dno trochę wody) i gotować przez ok. 30 minut, aż będą bardzo miękkie. Odstawić do przestygnięcia.
Do uzyskania odpowiedniej konsystencji najlepiej nada się robot kuchenny z dzbankiem lub sokowirówka. Zagotowane pomidory i cebulę starannie zmiksować, a następnie przelać je do garnka, przecierając je jeszcze przez drobne sito, żeby usunąć włókna.
Keczup doprawić cukrem, solą, octem, goździkami, pieprzem, cynamonem oraz liściem laurowym i odkryty gotować na niewielkim ogniu przez dobre dwie godziny, aż będzie gęsty. Mniej więcej w połowie czasu spróbować i ewentualnie doprawić jeszcze do smaku. Następnie przelać produkt do słoiczków, te zakręcić starannie i obrócić do góry dnem, żeby się zamknęły. 

Ot i wszystko! Potrzeba trochę czasu, ale pracy w sumie niewiele, a powstaje pyszny, nie wzbogacany chemią keczup.

poniedziałek, 9 września 2013

Pizza


Panna N.:  - O właśnie, mógłbyś wrzucić przepis na pizzę na bloga!
Ja: - Nie wydaje Ci się, że to zbyt banalne, proste?
Panna N.: - Nieważne! Przynajmniej zawsze będzie pod ręką.

Spaghetti bije się nieustannie z pizzą o miano najpopularniejszego dania z kuchni włoskiej. Ograny zupełnie kawałek ciasta z dowolną "przykrywką" może stanowić wyłączny element menu niejednej knajpy, ulubioną przekąskę nie tylko nastolatków, wręcz czasami diablo ważny element diety.
Jak mawia motto jednej z sieci pizzerii w Polsce, naszym sekretem jest ciasto. No właśnie, a propos ciasta to nie jest aż taka prosta sprawa. Prawdopodobnie każdy ma swój sprawdzony sposób na jego przyrządzenie, żeby smakowało tak, jak lubi. No więc ja mam wyraźny podział: cienkie ciasto w pizzerii, a grube w domu (chociaż czasami zdarza mi się też grube zamawiać poza nim). Nie mam warunków ani umiejętności do robienia podkładu grubości opłatka, w związku z czym w takie kombinacje się nie bawię. Wolę, żeby było puchato, lekko słono, ale bynajmniej ciasto ma się nie łamać ani opadać w dłoni. Bo jeśli chodzi o konsumpcję, to wciąż pamiętam, jak we Włoszech jednego z gości restauracji spiorunowano wzrokiem za prośbę o widelec i nóż. No więc u mnie ciasto ma być w sam raz, żeby je utrzymać w dłoni. Taki właśnie przepis jest poniekąd moim wytworem, gdyż otwierając mamy prywatną książkę kucharską - duży zeszyt w zielonej okładce z pożółkłymi kartkami, który mama prowadzi od czasów szczenięcych - znalazłem dwa przepisy na ciasto, umieszczone zaraz obok siebie. Spróbowałem je skumulować ze sobą i wyszło to, co miało wyjść - ciasto dla mnie optymalne.Puszyste, jednocześnie sztywne, nie opadające, dodatkowo odpowiednio słone.
Pizza ma jeszcze jedną zasadniczą zaletę. Jest prawdopodobnie najbardziej znanym "daniem modułowym". Czyli jakim? Inni mówią na nie "czyściciele lodówek", bo można jako farszu użyć praktycznie wszystkiego, gospodarując resztkami wędlin czy serów, które pozostały gdzieś w zakamarkach chłodziarki.

Składniki:
Ciasto:

  • 1/2 kg mąki pszennej
  • 5 dkg drożdży
  • 1 szklanka mleka
  • 1 łyżka oleju
  • 1 żółtko
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli


    Farsz w wersji N. + M. (każde robiło własną połowę pizzy: 
    • sos pomidorowy (w moim przypadku domowy keczup)
    • szynka
    • żółty ser gouda
    • pomidory
    • ananas
    • papryka
    • oregano
    • zioła prowansalskie
    Mleko z łyżeczką cukru odrobinę ogrzać i rozpuścić w nim drożdze, po czym zalać nim mąkę, dodać łyżkę oleju, sól oraz żółtko i zagnieść ciasto. Miskę z ciastem przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na ok. pół godziny.
    Blachę oprószyć mąką i wyłożyć na nią ciasto. Przyznaję, że nie bawię się w zachowanie ortodoksyjnego kształtu pizzy, starając się wykorzystać całą powierzchnię, przez co jest ona raczej prostokątna. Najlepiej początkowo użyć wałka obtoczonego w mące, natomiast końcówkę rozciągnąć już ręcznie, uważając, żeby ciasto się nie podarło (sos pomidorowy koncertowo przypala się na blasze).
    Gdy ciasto będzie gotowe, posmarować je sosem (w moim przypadku keczupem), posypać startym na tarce żółtym serem i ułożyć składniki w dowolnej konfiguracji. Jeśli występują wyraźnie mokre składniki, jak na przykład w moim wypadku ananas, warto ułożyć je dopiero po wstępnej fazie pieczenia, wtedy nie ulegną aż takiemu wyschnięciu. 
    Piekarnik rozgrzać do 200 stopni i piec 20-25 minut (najlepiej sprawdzić drewnianym patyczkiem, czy ciasto jest już upieczone). Przed podaniem można oprószyć pizzę ziołami prowansalskimi, ewentualnie polać jeszcze górę keczupem.


    piątek, 16 sierpnia 2013

    Ciasto Filadelfia

    Rodzice od lat mają ponad hektarowy sad wiśniowy, więc logicznym jest, że...nie cierpię wiśni. Nie lubię ich kwaśnego smaku, nie przepadam za kompotem, ciasto - niekoniecznie, a zupę wiśniową to już w ogóle omijam szerokim łukiem (w tym przypadku na szczęście razem z rodzicami). Dlatego też porywanie się na ciasto z wiśniami jest w moim przypadku jakimś szaleństwem. Ale skoro chaos w kuchni, to obejmuje również moje kubki smakowe, które muszą rozszerzać swoje pole "lubienia".
    Przepis na ciasto Filadelfia mama przyniosła kilka lat temu z pracy (zajmująca całą ścianę tablica korkowa w szkolnym pokoju nauczycielskim jest świetnym miejscem do wymiany przepisów kulinarnych) i szybko w nim zagustowała. Jest proste w przygotowaniu, do tego nie wymaga użycia piekarnika, a jedynie lodówki. Zawsze był jednak potrzebny w kuchni mężczyzna, żeby odpowiednio rozprawić się z sucharkami. No ale do rzeczy.
    Mama uważa, że wiśnie ze swym kwaśnym smakiem najlepiej pasują do delikatnego śmietankowego smaku warstwy środkowej i chrupiącego nugatowego spodu. Ja osobiście bardziej chyba przepadam za wariantem brzoskwiniowo-borówkowym, ale okazuje się, że Filadelfia z wiśniami również jest pyszna.

    Składniki:

    • 2 małe kubeczki Nutelli (w sumie 460 g)
    • Paczka sucharków
    • 2 galaretki wiśniowe
    • 2 śmietan-fixy
    • 1 śnieżka
    • 3/4 szklanki mleka
    • 3 serki Danio waniliowe
    • 6 łyżek żelatyny
    • 400 ml śmietany 36%
    • ok. 1 kg wydrylowanych wiśni






    Sucharki dokładnie pokruszyć. Najlepiej przeprowadzić "kruszenie wstępne" w dłoniach, a następnie potraktować je wałkiem na głębokiej blasze, żeby powstała średnio gruba "mączka". Od razu zaznaczam, że starcie sucharów na tarce lub użycie do tego robota kuchennego nie zdaje egzaminu, gdyż powstały proszek jest zbyt drobny, a ważne jest, żeby uzyskać fajną chrupkość spodu. Następnie do proszku sucharkowego dodać zawartość obu kubeczków Nutelli i całość dokładnie wymieszać ze sobą. Tak powstałą masę wyłożyć na pokrytą folią aluminiową głęboką blachę, spód ubić i wygładzić ładnie łyżką, po czym można wstawić na chwilę do lodówki, żeby nieco związał.
    W czajniku zagotować 900 ml wody i przelać do garnka, do którego następnie wsypać galaretki. Postawić ją na maleńkim ogniu i podgrzewać ciągle mieszając, aż się rozpuści. Następnie odstawić w chłodne miejsce, żeby zgęstniała. 
    6 łyżek żelatyny zalać ok. 1/2 szklanki wody i odstawić na ok. 5 minut do napęcznienia. Następnie postawić na maleńkim gazie i mieszać, aż uzyska ona konsystencję mleka, że nie będzie widać drobinek.
    Śnieżkę ubić według przepisu na opakowaniu: do wysokiego naczynia wlać 3/4 szklanki (ok. 200 ml) mleka, wsypać śnieżkę i ubijać mikserem przez 4 minuty, aż będzie sztywna. Następnie w drugim naczyniu podobnie ubić śmietanę z dodatkiem 2 śmietan-fixów. W kolejnym naczyniu wymieszać mikserem serki Danio z żelatyną, po czym wszystkie trzy składniki połączyć, wylać na sucharkowo-nutellowy spód i wstawić do lodówki, żeby zgęstniało.
    Wydrylowane wiśnie odcisnąć na sitku i rozłożyć na cieście. Jeśli galaretka już zgęstniała, to zalać całość i wstawić na noc do lodówki. Jeśli nie, to oczywiście poczekać, aż konsystencja będzie odpowiednia (cieniutka warstwka powinna osadzać się na ściankach naczynia), a następnie zalać wiśnie.

    wtorek, 23 lipca 2013

    Sajgońska wariacja na temat polskich produktów sezonowych

    Ja robiący potrawę bez przepisu? W głowie się nie mieści. Jak już pitraszę, to muszę mieć wszystko ładnie rozpisane przez nosem, wszystko w oddzielnych miseczkach, traktując sam akt gotowania trochę jak puzzle: to tutaj, to następnie, a to pod koniec. Punkt po punkcie, dokładnie.
    A tymczasem proszę, już druga w tym miesiącu całkowita abstrakcja (pierwsza dopiero zostanie "obrobiona" i powinna się niedługo pojawić). Niemal wszystko (poza żółtą fasolką i papryką) pochodzi z ogródka rodziców, więc trzeba było wykombinować jakieś danie.
    Stymulatorem impresji okazał się sos sajgoński stojący na półce u mamy w kuchni. Kończyła mu się data przydatności do spożycia, więc trzeba go było zagospodarować. Zaraz? Sos sajgoński? Przecież to się do sajgonek podaje, a nie do warzyw! Dodatkowo z wczorajszego obiadu zostało trochę żółtej fasolki szparagowej, której szkoda było wyrzucić.
    Impresje mają to do siebie, że nie do końca wiadomo na początku, jakich składników się użyje. Dlatego też zdjęcie ingrediencji jest niepełne, pomysł na użycie pietruszki i kolendry wyszedł "w praniu", kiedy na chwilę zostawiłem potrawę na maleńkim ogniu i wyszedłem do ogródka, żeby poszukać czegoś do przybrania.Nic tam, raz kozie śmierć,  jedziemy!

    Składniki:

    • 1 średnia żółta cukinia
    • Pół zielonej papryki
    • Pół czerwonej papryki
    • 1 duża cebula
    • 2 ząbki czosnku
    • 2 średnie marchewki
    • Sos sajgoński
    • Sezam
    • Sól
    • Pieprz
    • Mielony imbir
    • Mielone chili
    • Mielona słodka papryka
    • Oliwa pepperoni
    • Szklanka wody
    • Natka pietruszki
    • Świeża kolendra
    • Kuskus
    Papryki, cebulę i cukinię pokroić w kostkę, marchewkę w słupki, a czosnek drobno posiekać. Fasolkę szparagową wystarczy przekroić na pół. Natkę pietruszki oraz świeżą kolendrę opłukać i posiekać.
    Na dużej patelni rozgrzać oliwę i zeszklić cebulę oraz czosnek. Następnie dodać marchewkę, po chwili paprykę oraz cukinię. Całość wymieszać i obsmażać na niedużym ogniu przez ok. 4 minuty.Następnie dolać wody, dosypać imbir, chili, paprykę, sól i pieprz oraz podlać dość obficie sosem sajgońskim. Przykryć i dusić przez jakieś 10 minut, od czasu do czasu mieszając.
    Pod koniec gotowania dodać pietruszkę oraz sezam, całość jeszcze raz dokładnie wymieszać i ewentualnie dosmaczyć. Podawać z kuskusem, posypane zieloniutką kolendrą.

    niedziela, 21 lipca 2013

    Pikantna żółta zupa cukiniowo-miętowa



    Owoce i warzywa w przydomowym ogródku rodziców obrodziły w tym roku bardzo różnie. Ogórki szaleją, wylewając się wręcz z tunelu, z dwóch krzaczków dostarczając "produktu" na wiele tygodni. Z kolei większość tegoż tunelu jest zajęta przez pomidory...Których dojrzały w tym roku TRZY. Z kilkudziesięciu krzaczków. Z dwóch rządków zasianej przeze mnie kukurydzy wyrosły może ze cztery rośliny, z rządka słoneczników - jedna. Cukinii zielonej brak, natomiast żółta wyjątkowo obrodziła. I to ona stała się inspiracją do przygotowania zupy cukiniowo-miętowej. Oryginalny przepis znalazłem w serwisie Kwestia Smaku, jednak koniec końców powstała potrawa dość mocno różniąca się od pierwowzoru, który był zupą raczej delikatną w smaku.

    Składniki:

    • 1 duża żółta cukinia
    • 1 duży ziemniak
    • 1/2 średniej wielkości cebuli
    • 2 ząbki czosnku
    • 2 łyżki masła
    • 2 łyżki oliwy
    • 750 ml bulionu warzywnego
    • 2 łyżki posiekanej mięty + kilka listków do dekoracji
    • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
    • 3 łyżki jogurtu greckiego (użyłem naturalnego)
    • mielona ostra papryka
    • mielona słodka papryka
    • pieprz
    • sól
    • grzanki

    Cukinię oraz obranego ziemniaka pokroić w kostkę. Cebulę i czosnek posiekać na drobno, posolić oraz lekko podsmażyć na maśle i oliwie w dużym rondlu. Dodać ziemniaki, a po chwili również cukinię i smażyć przez jakieś 5 minut, co chwila mieszając.
    Do smażonych warzyw wlać szklankę bulionu, zagotować i dusić przez kolejne 5 minut, co jakiś czas mieszając zawartość garnka. Następnie wlać resztę bulionu i gotować przez 10 minut, aż warzywa zmiękną. Jakieś 3 minuty przed końcem gotowania dodać posiekaną miętę oraz mąkę ziemniaczaną wymieszaną z kilkoma łyżkami zimnej wody. Zupę zagotować i wyłączyć gaz.
    Jogurt rozrobić z kilkoma łyżkami zupy, żeby go zahartować, po czym stopniowo wlać do potrawy. Następnie całość potraktować blenderem, doprawić solą, pieprzem oraz słodką i ostrą papryką.
    Zupę podawać na ciepło z grzankami, udekorowaną pozostałymi liśćmi mięty.

    niedziela, 7 lipca 2013

    Parmezanowe ptysie


    Czasami (a może nawet przeważnie) jest tak, że potrawy, szczególnie w formie przekąsek, powstają z potrzeby chwili. Idąc z Natalią na wczorajszą imprezę otrzymaliśmy od gospodyni, Pauliny, lekki motywator, że "my tylko smaka na blogu robimy". No to co? Trzeba coś wymyślić. Chociaż moje parmezanowe ptysie nie umywają się do boskiego smaku Nataliowego Sambouseku, to i tak wyszła przekąska w sam raz na imprezę połączoną z grillem, którą można podać przy każdej okazji. Przy okazji nie jest to jakaś wielka i trudna robota (w końcu sobie z nią poradziłem, prawda), a do tego z jednej porcji wychodzi całkiem spora ilość.
    Przepis pochodzi z książki Michaeli Neri o jakże odkrywczej nazwie... Przekąski.

    Składniki: (na ok. 40 sztuk)

    • 2 szklanki mąki (ok. 300 g)
    • 3/4 szklanki blanszowanych migdałów
    • 1,5 szklanki zimnej wody (ok. 300 ml)
    • sól
    • ok. 180 g świeżo drobno startego parmezanu
    • 2 łyżeczki ostrej papryki
    • 4 jajka
    • ok. 120 g masła
    Migdały utłuc w moździerzu (jeśli są nie blanszowane, to wsypać je do miseczki, zalać wrzątkiem, żeby były prawie w całości nią przykryte, odstawić na 1 minutę, po czym odsączyć, przelać zimną wodą, osuszyć i obrać ze skórki).
    W garnku rozgrzać 1,5 szklanki wody razem ze 100 g masła. Kiedy substancja zacznie się gotować, zestawić z ognia, wsypać mąkę i sól, cały czas mieszając. Postawić garnek z powrotem na ogień i gotować, aż ciasto zgęstnieje. Następnie wyłączyć gaz, dodać parmezan oraz paprykę i całość dokładnie wymieszać. Odstawić, by ciasto przestygło, po czym dodać po kolei jajka, energicznie całość mieszając.
    W międzyczasie rozgrzać piekarnik do temperatury 200 st. C. Dużą blachę (u mnie w sumie to wyszło półtorej blachy) wyłożyć folią aluminiową i wysmarować masłem.
    W przepisie ciasto przekłada się do woreczka i wyciska przez dziurkę z odciętego rogu, jednak znacznie wygodniej formować niewielkie kulki w dłoniach, byle były mokre, wtedy ciasto nie będzie się przyklejało do skóry. Rozkładać ptysie na blasze w kilkucentymetrowych odstępach i odrobinę je spłaszczyć. Posypać je tłuczonymi migdałami, które należy odrobinę wgnieść w ciasto.
    Piec 20-25 minut, aż ptysie trochę urosną i będą chrupiące i pięknie złociste. Podawać na ciepło lub w temperaturze pokojowej.

    środa, 22 maja 2013

    Kurczak w białym winie ze szparagami


    Nie jestem zwolennikiem białego wina. Nie jestem również miłośnikiem grzybów, w tym pieczarek, jeszcze jakiś czas temu tolerowałem je jedynie w pierogach, a pizza z pieczarkami była dla mnie nie do przełknięcia. A tymczasem zabrałem się za potrawę, która łączy w sobie oba te składniki.
    Przepisy kulinarne można znaleźć w różnych ciekawych miejscach. Poniższy wykopałem z bezpłatnej gazetki z "Piotra i Pawła" poświęconej...alkoholom. Znalazło się tam kilka przepisów, ale ten mnie szczególnie zainteresował, na tyle, że postanowiłem go wypróbować.
    Wybór okazał się być strzałem w dziesiątkę, danie wyszło pyszne, a jak dodałem do tego jeszcze szparagi - poezja. Co więcej - sam sos pieczarkowo-winny okazał się przepyszny, jak dałem go do spróbowania mojej Mamie, powiedziała tylko "Ani mi się waż takie dobro wylewać, jak ci mięsa zabraknie! Przyda się!"

    Składniki:

    Pierś z kurczaka w winie:

    • Spora pierś z kurczaka
    • 1 łyżka masła
    • 5 pieczarek
    • szklanka białego wina (użyłem półsłodkiego)
    • szklanka bulionu warzywnego
    • mały kubeczek kwaśnej śmietany
    • sól
    • pieprz
    • curry
    • cytryna
    Szparagi:
    • pęczek szparagów
    • pół szklanki mleka
    • cukier
    • sól
    • 1 łyżka masła
    • bułka tarta
    Na dużej patelni rozgrzać masło i obsmażyć na nim pokrojone w plasterki pieczarki. Następnie wlać białe wino, bulion, dodać kilka kropel soku z cytryny i całość wymieszać. Do sosu włożyć przekrojoną na pół wzdłuż pierś z kurczaka i dusić pod przykryciem ok. 15 minut, aż mięso zmięknie. Jeśli w międzyczasie zbyt dużo płynu będzie parowało, dodać wody.
    Do dużego garnka wlać wodę, osolić łyżeczką soli i osłodzić łyżeczką cukru, dodać pół szklanki mleka. Obrane białe szparagi (zielonych nie trzeba obierać) włożyć, by były całe pod wodą i gotować ok. 20 minut.
    Gdy kurczak na patelni będzie już miękki i biały, nabrać łyżką odrobinę sosu i dodać do śmietany, żeby się nie zwarzyła, po czym wlać ją na patelnię i doprawić solą, pieprzem oraz sporą ilością curry. Dusić jeszcze chwilę, po czym wyłożyć kurczaka na ryż i polać obficie sosem.
    Na małej patelni roztopić łyżkę masła i wsypać łyżkę bułki tartej. Wymieszać. Szparagi wyjąć z wody, odsączyć i wyłożyć na talerz, polać bułką z masłem.




    niedziela, 5 maja 2013

    Żeberka w sosie barbecue


    Czasami telewizja może przynieść inspirację, a nie tylko zabrać czas. Przyznaję się bez bicia - jestem stworzeniem informacyjnym, więc "Faktów" sobie raczej nie odmawiam. A od jakiegoś czasu przed nimi pojawia się króciutki, bo dziesięciominutowy program "Doradca Smaku", w którym gotuje Michel "Oddaj Fartucha" Moran. Fajny pomysł, zawsze lepszy program kulinarny niż jakieś beznadziejne quasidokumentalne programy.
    W jednym z odcinków zainteresował mnie przepis na żeberka w sosie barbecue. Jako że pogoda wciąż się poprawiała, ale jeszcze nie było odpowiedniej temperatury na grilla, to zdecydowałem się przyrządzić poniekąd grillowe danie, jakim są żeberka w sosie barbecue. Danie to dosyć czasochłonne w przyrządzeniu, jednak efekt był nadzwyczaj zadowalający - mięso rozpływało się w ustach, pięknie komponując się z mocno paprykowym sosem. Mniam!

    Składniki:

    Mięso:

    • 1 kg żeberek
    • olej
    • sól
    • pieprz czarny
    Sos barbecue:
    • 0,5 l bulionu warzywnego (użyłem drobiowo-warzywnego)
    • 3 łyżki miodu
    • 2 łyżki musztardy kremskiej (użyłem Dijon)
    • 4 łyżeczki sosu worcestershire
    • goździki
    • kieliszek czerwonego wytrawnego wina
    • oliwa
    • 2 cebule
    • czosnek
    • 2 czerwone papryki
    • mielona ostra papryka
    • 90 ml koncentratu pomidorowego
    Żeberka umyć i z obu stron natrzeć solą i pieprzem. Na patelni rozgrzać olej i obsmażyć mięso przez ok. 7-10 minut z każdej strony, aż mięso ładnie zbrązowieje. Następnie przełożyć je do naczynia żaroodpornego lub na wyłożoną folią aluminiową głęboką blachę i zalać tłuszczem z patelni. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni i wstawić żeberka na ok. 35 minut.
    W wysokim garnku rozgrzać oliwę i obsmażyć na niej pokrojone w kostkę cebulę oraz poszatkowany czosnek. Po chwili dodać drobno posiekaną paprykę i całość przez chwilę smażyć, po czym zalać winem, dodać miód oraz koncentrat pomidorowy. Całość dokładnie wymieszać i dodać 2 łyżki musztardy, 4 łyżeczki sosu worcestershire oraz bulion. Znów wymieszać, dodać 5-6 goździków i doprowadzić płyn do wrzenia, po czym gotować na wolnym ogniu ok. 35 minut. Po upływie tego czasu całość zmiksować blenderem i doprawić do smaku solą i mieloną papryką (mój sos w sumie nie wymagał żadnego doprawiania).
    Żeberka wyjąć z piekarnika, posmarować sosem barbecue i wstawić z powrotem do pieca. Po 20 minutach wyjąć, obrócić i posmarować znowu. Czynność tę powtarzać przez półtorej godziny. Podawać z ryżem i oczywiście jeszcze raz polane sosem. Bon appetit!

    czwartek, 2 maja 2013

    Tarta ziemniaczana po maltańsku

    Czasami człowiek ma ochotę na nowe smaki. A ja generalnie z "pachnącymi" serami nie przepadam, ale jednak przeszukując gazety kulinarne w poszukiwaniu inspiracji znalazłem przepis na tartę po maltańsku z rokpolem (może i Lazur jest mało aromatyczny, ale za to pleśniowy, co normalnie w moim odczuciu ser dykwalifikuje).
    Skąd inąd z gazetą, w której przepis znalazłem jest dość ciekawa historia. Otóż przepis ten znalazłem w dodatku "Kuchnia" załączanym niegdyś do "Dziennika" (dawno temu, zanim ten przekształcił się w "Dziennik Gazetę Prawną"). Było to za czasów, kiedy moim największym osiągnięciem kulinarnym były tosty nie tylko z serem, ale i szynką (ekstrawagancja, nie?). Ale że jestem chomik i lubię rzeczy kolekcjonować, to zacząłem zbierać rzeczony dodatek, tym bardziej, że dodano do niego zgrabny segregator, by ułatwić sprawę. No więc tak sobie ten segregatorek stał na półce przez kilka lat, aż wreszcie nadszedł jego czas. Dania wegetariańskie - tarta po maltańsku. Pysznie, wegetariańsko, sycąco i w sam raz na kilka obiadów. Mniam.

    Składniki:


    • 30 dag mąki
    • 15 dag masła
    • 50 dag ziemniaków
    • 1 cebula
    • 20 dag rokpola (użyłem sera Lazur Błękitny)
    • 200 ml śmietany 12%
    • słoik suszonych pomidorów w oleju
    • pół małego słoiczka czarnych oliwek bez pestek
    • bazylia
    • tymianek
    • majeranek
    • sól
    • pieprz


    Mąkę posiekać z płatkami masła. Wbić jajko, dodać 2-3 łyżki śmietany i szczyptę soli. Składniki rozrobić i zagnieść kruche ciasto. Uformować w kulę, zawinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na 30 minut.
    Ziemniaki wyszorować pod bieżącą wodą i ugotować w mundurkach na półtwardo, obrać i pokroić w plasterki. Cebulę, czosnek i oliwki posiekać dość drobno. Dno i boki średniej tortownicy wykleić ciastem. Układać warstwy ziemniaków, przekładając je plastrami sera i suszonymi pomidorami. Każdą warstwę posypać cebulą z oliwkami i czosnkiem, ziołami i solą (niezbyt dużo, bo ser jest słony) oraz pieprzem. Śmietanę roztrzepać z pozostałymi dwoma jajkami  i zalać wierzch tarty. Wstawić do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika i piec przez ok. 45 minut. 

    wtorek, 9 kwietnia 2013

    Aromatyczny schab suszony

    Nigdy nie myślałem, że będę się bawił w wędliny. Chociaż co to za wędlina, która wędzona nie jest. Nazwa nie pasuje, powinien się pojawić jakiś inny, unikalny termin... Bo ja wiem? Skoro wędlina, to może suszina?
    Podobnie nigdy nie wpadło by mi do głowy, że w kuchni mogą się przydać...damskie rajstopy. A tu taki psikus, w przepisie stoi, że świetnie się nadadzą.I rzeczywiście, dobrze opinają mięso, łatwo można je gdzieś powiesić do suszenia.
    Schab ten, który przed chwilą miałem okazję wreszcie spróbować, zaskoczył mnie swoim smakiem. Jak po wyjęciu z rajstopy przekroiłem go na pół, żeby podzielić się z rodzicami, zaskoczyło mnie, że w środku jest miękki. Że jak to miękki, przecież to ma być suszone. Myślałem, że wyjdzie podeszwa. A tymczasem wyszło pyszne mięsiwo, z zewnątrz przyjemnie twarde, a wewnątrz delikatne. No i jak pięknie smakujące i pachnące ziołami...
    W sumie jest to druga z najdłużej robionych przeze mnie potraw. Pierwszą był piernik dojrzewający (tak, pamiętam, że jest tylko część I, ale teraz już głupio wrzucać część II, więc poczeka do kolejnej okazji), a teraz właśnie ten schab. Bite 2 tygodnie, chociaż nie można powiedzieć, że trzeba przez ten czas koło niego biegać. Tylko praktycznie w pierwszym etapie należy co jakiś czas pozaglądać, a potem to już robi się samo. A jak? A bardzo prosto.

    P.S. Jak tak patrzę na chmurę tagów... Kto by pomyślał, że nie cierpię czosnku...

    Składniki:


    • 1 kg schabu bez kości
    • 35 g soli (świetnie mi posłużyła morska gruboziarnista)
    • 1/2 łyżeczki świeżo mielonego czarnego pieprzu (użyłem kolorowego)
    • 2 łyżki suszonego majeranku
    • 1 łyżka tymianku
    • 1 łyżka cukru
    • 6 kulek ziela angielskiego
    • 5 ząbków czosnku
    • 3 liście laurowe






    Do moździerza wsypać majeranek, tymianek oraz ziele angielskie i dokładnie rozetrzeć. Następnie dodać drobno pokruszony liść laurowy, sól, pieprz, cukier i przeciśnięty przez praskę czosnek. Całość dokładnie wymieszać.
    Mięso umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem i dokladnie oczyścić z błon, ścięgien i tłuszczu. Następnie dokładnie natrzeć cały kawałek schabu marynatą i umieścić w naczyniu z pokrywką (świetnie nadaje się żarooodporne). Wstawić do lodówki na 5 dni, przy czym codziennie zaglądać, czy mięso nie puszcza soków, jeśli tak - należy je odlać.
    Po tym okresie wyjąć mięso i włożyć je do rajstopy. Powiesić je w suchym i ciepłym miejscu (najlepiej przy działającym na średnim ustawieniu grzejniku) i suszyć przez tydzień. Po upływie zadanego czasu wyjąć mięso z podkolanówki i znów włożyć do lodówki, tym razem na 3 dni. Nie musi już być przykryte, może spokojnie leżeć w woreczku - ważne, żeby ładnie skruszało. Ot i wszystko, po tym okresie wszystko powinno być smaczne i gotowe.

    sobota, 6 kwietnia 2013

    Jajka po norwesku


    Ludzkie lenistwo jest czasami straszne... Człowiek wysiedzi się w kuchni, zrobi potrawę, będzie smakowała degustatorom, obfotografuje ją...A potem nie chce się sklecić kilku zdań, żeby ją zaprezentować. Straszna sprawa. Chociaż niniejsze jajka po norwesku serwowałem na wielkanocne śniadanie, to tydzień mi zajęło, żeby wreszcie przysiąść i je opisać.
    Generalnie absolutnie nie jestem fanem jajek w formie innej niż jajecznica lub omlet. Niedzielny rytuał moich rodziców to jajka na miękko na śniadanie, chociaż jajami na twardo również nie gardzą. Nie przejąłem ich upodobania do tej potrawy. Płynne żółtko? A fe, przecież to bez smaku! Dlatego też jajka sadzone odpadają również. Wielkanoc to był dla mnie straszny czas, kiedy trzeba się przemóc i zjeść chociaż tę ćwiartkę jajka.
    Co więcej. Absolutnie nie jestem fanem ryb! Może i to burżujstwo, ale ze stworzeń morskich toleruję jedynie krewetki (ale to może z powodu sadystycznej radości ich obierania). Ryb nie tykam, szczególnie dlatego, że nie wierzę w coś takiego, jak ryba bez ości. Nawet w paluszkach rybnych znajdę. Dziękuję, to nie dla mnie. Przyznam się jednak szczerze, że jeden jedyny raz smakowała mi ryba, był to świetnie przyrządzony łosoś.
    A skoro o łososiach mowa. Skąd najlepsze? Oczywiście, że z Norwegii! Dlatego też to są jaja po norwesku, bo mimo "przytłoczenia" jajkiem i sosem, to owa ryba jest królową dania. Akurat szczęśliwie się złożyło, że kilka dni przed Wielkanocą dostaliśmy prosto z Norwegii sporą dostawę røkt laksa, czyli wędzonego łososia.
    No to jak Miłosz nie jada ryb, nie jada jaj, to...Doszło do połączenia obu tych składników w jednej potrawie. I wyszło... PYSZNIE. Będąc w pełni władz umysłowych oznajmiam - uwielbiam jajka po norwesku!
    Niniejszym pragnę podziękować jak najmocniej Maggie za to, że u niej znalazłem ten przepis, dzięki czemu znalazł się on również u mnie.

    Składniki:

    Na 4 porcje
    Sos holenderski

    • 3 łyżki białego octu winnego (wobec jego braku użyłem jabłkowego)
    • 4 ziarna białego pieprzu (użyłem zielonego)
    • 1 liść laurowy
    • Szczypta gałki muszkatołowej (z braku w kuchni - pominąłem)
    • 2 średnie żółtka
    • 1 łyżka soku z cytryny
    • 120 g masła
    • woda
    • sól
    Do małego garnka wlać ocet rozcieńczony 6 łyżkami wody i doprawiony 4 ziarnami pieprzu, liściem laurowym oraz gałką muszkatołową. Gotować na wolnym ogniu, aż płyn zredukuje się do ok. 1 łyżki stołowej.
    W międzyczasie w misce zmiksować żółtka ze szczyptą soli (przez ok. minutę). Później dodać do tego miksturę octową oraz łyżkę soku z cytryny i zmiksować raz jeszcze.
    Na małej patelni roztopić masło, pilnując, aby się nie przypaliło. Następnie powoli wlewać je do masy żółtkowo-octowo-cytrynowej, nieustannie miksując. Należy uważać, żeby sos nie uległ rozdzieleniu, w razie sytuacji podbramkowej dolać łyżkę zimnej wody. Miksować, aż sos będzie aksamitnie gładki, przykryć i odstawić na grzejnik.
    Ugotować jajka w koszulkach w lekko osolonej wodzie (jako że ja sam nie wiedziałem, dopiero zostałem przez mamę oświecony, wyjaśniam: w koszulkach, czyli wybite na łyżkę wazową i tak wprowadzone do wrzątku. Gotować 3 minuty, żeby białko się ścięło, a żółtko pozostało płynne). 
    Piekarnik rozgrzać do ok. 100 stopni. Muffiny przekroić na pół, posmarować masłem i wsunąć do piekarnika na ok. 5 minut. Gdy będą zrumienione, wyjąć, ułożyć na nich po plasterku łososia, na to po jednym jajku, wreszcie całość oblać sosem holenderskim. Całość ozdobić listkiem bazylii. 

    sobota, 30 marca 2013

    Angielskie muffiny


    Nie jestem fanem jajek w formie gotowanej . Ale że zbliża się Wielkanoc, to trzeba ten raz w roku odbębnić i się przemóc. Ale czemu ma być tak, jak zawsze, nudno i sztampowo z jajkiem na miękko? Tym razem powiedziałem NIE i spróbuję czegoś nowego.
    Zainteresował mnie przepis Maggie na jajka po norwesku. Jako że Skandynawią param się od lat, to jak tylko zobaczyłem słówko na "n" w nazwie, to mi się zapaliła lampka - działamy! Tym bardziej, że akurat przedwczoraj rodzice otrzymali dostawę pierwszorzędnego norweskiego wędzonego łososia, prosto z kraju fiordów. Ale o tym przepisie jutro, dziś należało się skupić na pieczywie do tego dania.
    W przepisie stoi, że jajka i łososia po norwesku podaje się na angielskich muffinach. Ale w Polsce takowych w sklepie raczej nie uświadczysz (że jak to, muffiny bez czekolady?! Bez jagódek?! Bez polewy? Bez CUKRU?! Zbrodnia!!), to trzeba było je zrobić samemu. Przepis na takowe znalazłem na blogu Retro Fusion i nie omieszkałem go wykorzystać.

    Składniki (na ok. 30 sztuk wycinanych szklanką):

    • 25 g świeżych drożdży rozpuszczonych w ciepłym mleku
    • 1,5 szklanki ciepłego mleka
    • łyżeczka soli
    • 4 szklanki mąki pszennej (u mnie w proporcjach 50/50 znalazły się mąka pszenna zwykła i pełnoziarnista)











    W odróżnieniu od muffin tradycyjnych tym razem wystarczy wystarczy jedna miska. Wlać do niej mleko oraz rozrobione drożdże i wsypać łyżeczkę soli. Stopniowo, nieustannie mieszając, wsypywać mąkę, żeby otrzymać dość mokre ciasto. Miskę przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na minimum 3 godziny, a najlepiej na całą noc.
    Ciasto wyrobić jeszcze raz i przełożyć na posypaną mąką stolnicę. Oprószyć mąką wałek i rozwałkować ciasto na grubość ok. 1-2 cm. Następnie wziąć szklankę i wycinać okrągłe muffiny i układać na oprószonej mąką tacy. Tacę przykryć i odstawić na grzejnik na ok. pół godziny.
    Teflonową patelnię postawić na niezbyt dużym ogniu. Na nią ułożyć muffinki i "smażyć" je bez tłuszczu przez ok. 10-12 minut z każdej strony. Kontrolować, czy na patelni nie wyrastają zbyt dużo, jeśli tak, to należy zmniejszyć ogień. Przy przewracaniu warto muffiny nieco przygnieść, żeby stworzyć większą powierzchnię przylegania do patelni. Następnie je zdjąć i wystudzić na kratce.

    piątek, 15 marca 2013

    Spaghetti z pesto alla genovese

    Makarony dawno nie gościły na blogu ani u mnie na stole, więc nagle pojawiły się seryjnie - w wersji bolognese oraz pesto. Z tym pesto to po troszę eksperyment, a po trosze próba zaklinania wiosny, żeby wreszcie nadeszła. Bo potrawa taka zieloniutka, wiosenno-letnia, ziołowa... No i szalenie szybka w przygotowaniu! Chyba autorzy pisemka "Palce Lizać" również pragną już wiosny, skoro opublikowali go w ostatnim numerze, w związku z czym nie oparłem się pokusie wypróbowania.

    Składniki:

    • 8-10 gałązek świeżej bazylii
    • 4 łyżki startego parmezanu plus parmezan do posypania
    • 2 łyżki orzeszków piniowych
    • 150 ml oliwy
    • 2 ząbki czosnku
    • ocet winny
    • sól
    • pieprz







    Bazylię umyć i osuszyć, po czym oddzielić liście od łodyg. Na suchą patelnię wrzucić orzeszki piniowe i je uprażyć na złoto, co chwilę poruszając patelnią, żeby zrumieniły się ze wszystkich stron.
    Do wysokiego naczynia wrzucić uprażone orzeszki, liście bazylii, pokrojony w plasterki czosnek i liście bazylii, po czym całość potraktować blenderem. Kiedy masa zostanie posiekana, doprawić do smaku solą, pieprzem oraz octem winnym, dolać resztę oliwy i ponownie całość wymieszać. Pesto powinno być w postaci półpłynnej, żeby ładnie oblepiło makaron.
    W garnku zagotować osoloną wodę. Kiedy zacznie wrzeć, wrzucić pożądaną ilość makaronu spaghetti i gotować na wolnym ogniu ok. 10 minut (jeśli makaron ma być al dente, to należy go wyłączyć chwilę wcześniej). Po ugotowaniu makaron odcedzić na sitku i przelać zimną wodą.
    Spaghetti podawać polane sosem pesto i posypane startym parmezanem.

    Na koniec przyznam się do pewnego bluźnierstwa... Wiem, że to wydaje się szalone i niepotrzebne, ale... w jednej porcji połączyłem na talerzu sosy bolognese i pesto... Może kolorystycznie po wymieszaniu całość nie wygląda zbyt apetycznie (dlatego też zdjęcia nie robiłem), jednak wbrew pozorom te jakże odmienne smaki świetnie się uzupełniają.

    piątek, 22 lutego 2013

    Flan boczkowo-cebulowy


    Podczas ostatniego pobytu w Poznaniu wreszcie nabyłem tortownicę i blachę do tarty, więc trzeba było ją wypróbować. Okres posesyjny nie sprzyja u mnie kreatywności i chęci siedzenia zbyt długo w kuchni, a tym bardziej siedzenia kilka dni pod rząd. W związku z tym w internecie poszukiwałem przepisu prostego (co by nie spieprzyć pierwszego pieczonego ciasta i się nie zrazić na przyszłość), smacznego oraz takiego, który dostarczy obiadu na kilka dni.
    Buszując po stronach internetowych zabłądziłem do witryny o dumnie brzmiącej nazwie AllRecipes.pl, gdzie znalazłem przepis na flan, którego "wkładką" jest przede wszystkim boczek oraz cebula. Hmm... Flan - brzmi poważnie, mądrze, pewnie też trudno. A gdzie tam! Nic z tych rzeczy, potrawa jest prościutka, tyle że generalnie dość długo się ją przyrządza. Ale że akurat miałem czas, a głód mnie zbytnio nie pędził, zabrałem się do dzieła...

    Składniki:

    • ok. 400 g mąki pszennej
    • 5 jajek
    • 150 g margaryny
    • 15 g masła
    • 3 duże cebule
    • 250 g wędzonego surowego boczku
    • kubeczek (200 g) śmietany 36%
    • sól
    • świeżo zmielony kolorowy pieprz
    • 2 łyżki kminku





    Do miski przesiać mąkę, dodać margarynę, 2 jajka oraz łyżeczkę soli i wyrobić na gładkie, jednolite ciasto. Następnie przykryć je i odstawić na ok. 30 minut do lodówki.
    W międzyczasie pokroić boczek w niezbyt grubą kostkę, podobnie postąpić z cebulą. Na patelni rozpuścić masło i obsmażyć boczek na rumiano, po czym dorzucić cebulę i smażyć na maleńkim ogniu przez ok. 20 minut, co jakiś czas mieszając, żeby składniki nie przywarły do dna patelni. Gdy minie czas, odstawić na bok do przestygnięcia,
    Tortownicę (blacha do tarty okazała się zbyt niska) wysmarować margaryną (ścianki również). Wyjąć ciasto z lodówki i wyłożyć do tortownicy, wyklejając również ścianki na wysokość ok. 5 cm. Do tak uformowanej "misy" wyłożyć usmażoną cebulę z boczkiem.
    Do drugiej miski wbić pozostałe 3 jajka, wlać śmietanę oraz dosypać drobno mielonego pieprzu. Wyrobić mikserem na gładką masę, którą należy wylać na cebulę i boczek. Całość posypać ziarenkami kminku.
    Piekarnik rozgrzać do 220 stopni (bez termoobiegu). Wstawić ciasto i piec około 30-40 minut, aż wierzch będzie ładnie zarumieniony.

    poniedziałek, 18 lutego 2013

    Gulasz z sarniny z ziemniaczano-selerowym puree

    Pamiętam, że szczenięciem będąc, moim ulubionym zajęciem kulinarnym było robienie "torcików" w wersji wytrawnej, to znaczy uklepywanie mięsa i ziemniaków na jednolitą masę i konsumowanie ich w ten sposób. Ot, taka radosna twórczość.
    Nigdy nie miałem okazji próbować swoich sił w starciu z dziczyzną, jednak kiedy tata znalazł przetrąconą sarnę, okazało się po przebadaniu, że jej mięso nadaje się do spożycia. A że ostatnio mam jakiegoś dziwnego smaka na gulasze, zdecydowałem się pogrzebać w internecie w poszukiwaniu przepisu na takowy, w którym głównym elementem będzie właśnie sarnina.
    W sukurs przyszła mi strona internetowa Koła Łowieckiego "Knieja" w Pisarzowicach, na której poza informacjami typowo myśliwskimi znajdują się również przepisy kulinarne na różnego gatunku dziczyznę. Wśród potraw z dzika, zająca, jelenia czy dzikiego drobiu znalazło się również kilka przepisów na dania z sarniny, w tym poszukiwany przeze mnie gulasz. Jedyne co musiałem zrobić, to zwiększyć proporcje, gdyż rozmrożony kawałek był znacznie większy, niż w oryginalnym przepisie. Po tym oraz niewielkich modyfikacjach zabrałem się do dzieła...

    Składniki:
    Gulasz:

    • ok. 900 g sarniny
    • 150 g surowego boczku
    • 3 cebule
    • 2 ząbki czosnku
    • Oliwa rozmarynowa
    • ok. 0,5 l wytrawnego czerwonego wina
    • półtorej łyżeczki suszonego tymianku
    • półtorej łyżeczki mielonej słodkiej papryki
    • 6 rozgniecionych jagód jałowca
    • sól
    • pieprz
    Puree ziemniaczano-selerowe:
    • 3-4 duże ziemniaki
    • pół selera
    • ok. 50 g masła
    • sól
    • pieprz
    Sarninę pokroić w dość grubą kostkę gulaszową, a boczek na drobno. Cebulę pokroić również w kostkę, a czosnek przecisnąć przez praskę. Na patelni rozgrzać ok. 4 łyżek oliwy rozmarynowej i przez ok. 5 minut obsmażyć boczek, cebulę oraz czosnek. Po tym czasie dodać na patelnię sarninę i dalej smażyć przez około 15 minut (płyn, który wypłynie z mięsa, musi wyparować, żeby sarnina mogła się obsmażyć na rumiano). W międzyczasie rozgrzać piekarnik do 220 st. C (bez termoobiegu). 
    Kiedy sarnina będzie usmażona, przełożyć zawartość patelni do naczynia żaroodpornego, dodać tymianek, słodką paprykę oraz sól i pieprz. Całość zalać dwiema szklankami czerwonego wytrawnego wina (jeśli całość zostanie "utopiona", to nie szkodzi, mięso wchłonie dużą część płynu), przykryć naczynie i wstawić do piekarnika. Mięso dusić przez ok. godzinę, kontrolując poziom płynu i ewentualnie go uzupełniając winem lub bulionem. Potrawę podawać z puree ziemniaczano-selerowym, gotowanymi ziemniakami, kaszą lub kluskami śląskimi.
    Puree
    Ziemniaki obrać i pokroić w ćwiartki, podobnie selera. Osoloną dwiema łyżeczkami soli wodę zagotować i wrzucić do niej selera oraz ziemniaki. Gotować przez ok. 25 minut, aż będą miękkie. Następnie odlać wodę i odparować resztkę. Zestawić garnek z ognia, dodać 50 g masła lub margaryny, dosypać pieprzu i ugnieść całość na jednolitą masę.

    wtorek, 29 stycznia 2013

    Warkocz z brokułami


    Ameryki chyba nie odkryję twierdząc, że sesja na uczelni jest najlepszym czasem na wszystkie zabijacze czasu, w tym gotowanie. A jeśli połączyć to z rychłym przybyciem gości, to już w ogóle trzeba włączyć ostatnio słabo używane pokłady kuchennej kreatywności.
    Gdzieś w internecie znalazłem przepis na ładnie wyglądający i ponoć smaczny warkocz z ciasta francuskiego. No to co? Do roboty! Wyszło rzeczywiście efektownie, jak również bardzo smacznie. Tylko pozwolę sobie poczynić jedną uwagę - najlepiej, żeby ciasto francuskie było w jednym dużym płacie, bo w innym przypadku trzeba będzie mniejsze płaty dość spójnie posklejać.
    Składniki:

    • 1 opakowanie ciasta francuskiego
    • 1 podwójna pierś kurczaka (ok. 400 g)
    • 1 brokuł (mniej więcej 500 g)
    • 2 łyżki sosu sojowego
    • Olej lub oliwa do smażenia
    • ser żółty do posypania (150 g wystarczy)
    • Sól, pieprz
    • 1 jajko 








    Zacząć należy tradycyjnie od mięsa. Kurczaka umyć, oczyścić ze wszelkich błonek i pokroić w dosyć drobną kostkę. Następnie włożyć go do miski, wlać sos sojowy, dodać soli oraz pieprzu i wstawić do lodówki na około pół godziny lub nawet dłużej (nie zaszkodzi mu, jeśli się będzie dłużej przegryzał).
    Brokuła umyć i podzielić na małe różyczki. Ugotować go w osolonej wodzie (ok. 7 minut) lub na parze (ok. 10 minut), po czym odsączyć na sitku.
    W tym samym czasie kurczaka wyjąć z lodówki i usmażyć na oleju lub oliwie na złoty kolor. Jako że mam jeszcze sporo, to użyłem oliwy rozmarynowej, która również trochę smaku oddała mięsu. Przy smażeniu należy zwrócić uwagę, żeby soki puszczone przez mięso całkowicie wyparowały. Następnie wyłożyć usmażonego kurczaka na papierowy ręcznik i odsączyć z nadmiaru tłuszczu.
    Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę wyłożyć ciasto francuskie. Jeśli miejscami pojawiły się pęknięcia przy rozwijaniu to należy je posklejać. Ciasto podzielić na trzy części wzdłuż  dłuższych boków, przy czym na środkowej będzie układany farsz. Na spód ułożyć kurczaka, następnie brokuły, a całość posypać startym żółtym serem. 
    Zewnętrzne części ciasta pokroić w niezbyt grube paski, zwracając uwagę, żeby były mniej więcej takiej samej długości oraz ilości. Następnie zapleść warkocz, przekładając paski ciasta z jednej na drugą stronę, aż całość będzie przykryta. Po zapleceniu warkocza w miseczce rozbełtać jajko i posmarować ciasto, żeby ładnie się w piekarniku zrumieniło.
    Piekarnik rozgrzać do 225 stopni (bez termoobiegu). Warkocz piec około 10-15 minut, sprawdzając, czy ciasto jest już ładnie zarumienione. Po upieczeniu pokroić w grube plastry, tylko dosyć ostrożnie, bo ciasto francuskie ma to do siebie, że jest bardzo kruche. Smacznego!